Myślałem, że sprawy związane z pewnym klimatem społecznym w Polsce, o których pisałem w poprzednim poście na jakiś czas będę mógł odłożyć i zająć się komentowaniem innych bardziej ciekawszych zjawisk. A jednak nie.
Już od jakiegoś czasu możemy przeczytać w prasie o tym, że mamy do czynienia w Polsce z segregacją w szkołach. Bogaci rodzice nie życzą sobie bowiem aby ich pociechy chodziły do tej samej klasy, co dzieci z mniej zamożnych lub biednych rodzin. W jednym z numerów Dziennika ukazał się nawet wywiad z ojcem, który twierdzi, że to rzecz zupełnie naturalna, że on pragnie dla swojego dziecka, jak najlepiej i nie widzi żadnego powodu aby musiało ono chodzić do klasy razem z dziećmi z tych „gorszych rodzin”.
„Integracja sama w sobie z punktu widzenia społeczności jest elementem pozytywnym, ale z punktu widzenia mojego indywidualnego nie przedstawia żadnej wartości. Mieszanie dzieci złych z dobrymi jest tylko zamiataniem problemu pod dywan – takie działania to równanie wszystkich w dół. Dlatego nie chciałbym, żeby moje dziecko w nich uczestniczyło. Nie rozumiem w imię czego miałoby trafić do klasy z dziećmi, które mają obniżone kompetencje poznawcze spowodowane choćby zmniejszoną znajomością języka polskiego, znajomością literatury, bo z nią nie obcują w środowisku domowym. Co niby w ten sposób moje dziecko miałoby osiągnąć? To oznaczałoby tylko zaniżanie poziomu edukacji, jaką otrzymuje.”
Czy zatem nie jest to jeszcze jedna obserwacja, która potwierdza tezę, że wzrost gospodarczy, który ostatnio ma miejsce w Polsce nie tylko nie powoduje, że wszyscy Polacy stają się nagle bogaci, ale wywołuje z jednej strony właśnie zawiść, jak pisał to w swoim tekście Ireneusz Krzemiński, a z drugiej – chęć budowania granic, które wyznaczają pozycję społeczną (zamknięte osiedla, segregacja w szkole).
Jeszcze nie tak dawno wszyscy byliśmy biedni. Może poza wąską elitą związaną z dawną nomenklaturą, czy osobami, które mają naturalne predyspozycje do zajmowania się biznesem i zarabiania dużych pieniędzy (którzy jeszcze na początku lat 90-tych zaczynali handlować mając jedynie łóżko polowe i stertę tanich ciuchów przemyconych zza wschodniej granicy). Potem były lata powolnego wspinania się w górę innych grup społecznych, pojawiły się szybkie kariery w biznesie robione przez młodych i świetnie wykształconych ludzi, mieliśmy jeszcze okres pierwszego kryzysu, a teraz ponoć przeżywamy prawdziwe eldorado.
Na pewno wzrost gospodarczy powoduje, że coraz więcej z nas zaczyna odczuwać poprawę swojej sytuacji materialnej, coraz więcej z nas czuje zadowolenie z tego powodu i uważa, że żyje się w naszym kraju coraz lepiej. Ale jednocześnie, jak pokazują to moje obserwacje, komentarze socjologów i zauważone przez media negatywne, jakby nie było zjawiska społeczne (na przykład wspomniana segregacja w szkole) obserwujemy silne napięcia, które są skutkiem rosnących aspiracji względem poziomu życia z jednej strony, zaś z drugiej potrzeby oznaczenia własnej pozycji w hierarchii statusu materialnego i coraz silniejszego też „odgrodzenia się” od tych, którzy nie zasługują aby przebywać blisko nas tylko dlatego, że nie mają tak dużo pieniędzy, jak my.
Wszystko to zaczyna przypominać mi sytuacje w krajach Ameryki Łacińskiej. Ale tam obsesja na punkcie wyznaczania granic związanych ze statusem prowadzi już niejednokrotnie do prawdziwych polowań na bezdomnych, które zlecają bogaci właściciele eleganckich butików nie chcąc aby biedacy zasłaniali widok na witryny ich sklepów.
Czy czeka nas zatem społeczeństwo prawdziwie kastowe, w którym sam fakt urodzenia się w „biednej rodzinie” całkowicie będzie determinować naszą przyszłą „karierę”? Co tak naprawdę teraz się dzieje z polskim społeczeństwem? Czy mamy w sobie tak silny głód pieniędzy, a jednocześnie brakuje nam innych punktów odniesienia do budowania własnej wartości aniżeli właśnie posiadanie dóbr materialnych, że potrafić teraz będziemy jedynie budować granice wyznaczające przynależność do określonej kasty majątkowej? Gdzie zatem tutaj miejsce na tak wyczekiwane na samym początku przemian społecznych i gospodarczych społeczeństwo obywatelskie?